Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Policyjne pasje: „Motocyklem przez Europę”

Data publikacji 13.11.2013

Starszy sierżant Tomasz Dąbrowski do Policji wstąpił w 2009 roku. Po półtorarocznej służbie w Ogniwie Patrolowo-Interwencyjnym został dzielnicowym na warszawskim Żoliborzu. Od prawie trzech lat swoją wiedzą i doświadczeniem służy mieszkańcom dzielnicy. Zanim wstąpił do Policji, pracował na budowach, prowadził redakcję pisma budowlanego, a nawet był muzykiem w zespole rockowym. I mimo tego, że z zawodu jest dziennikarzem, zdecydował się zostać policjantem i służyć ludziom. Ma swoją pasję, zwykle po ciężkim tygodniu służby, wsiada na motocykl i podróżuje. Przez ostatnich kilka lat zwiedził niemalże całą Europę. Teraz przed nim Macedonia, Gruzja, Armenia i Turcja.

Starszy sierżant Tomasz Dąbrowski jest absolwentem Technikum Budownictwa Ogólnego oraz Wyższej Szkoły Handlowej w Pułtusku, w której studiował dziennikarstwo i public relations, w 2009 roku zdecydował się wstąpić do Policji. Po kursie podstawowym i odbyciu stażu w Oddziałach Prewencji trafił do żoliborskiego komisariatu, gdzie po półtorarocznej służbie w Ogniwie Patrolowo-Interwencyjnym został dzielnicowym.

Starszy sierżant Tomasz Dąbrowski zanim wstąpił w szeregi warszawskiej Policji, długo pracował na budowach, jednocześnie dorabiając jako redaktor zajmujący się „kulturą alternatywną”, w kilku ogólnopolskich pismach. Potem przez 5 lat prowadził redakcję pisma budowlanego dla dekarzy oraz portal poświęcony izolacjom budowlanym. Tomasz Dąbrowski napisał również specjalistyczny, kilkukrotnie wznawiany, poradnik z dziedziny budownictwa pasywnego. Do tego stopnia zamknął się w wąskiej specjalizacji, że zaczęła go ona nudzić. To wtedy wpadł na pomysł, aby złożyć dokumenty do Policji. Od pomysłu do jego realizacji nie minęło dużo czasu, złożył komplet dokumentów i do dziś uważa, że to był bardzo dobry krok.

Oprócz satysfakcji, jaką daje mu praca dzielnicowego, ma również swoją pasję - „motory”. Motocykle pojawiły się, gdy rozwiązał się zespół, w którym grał na gitarze od 17 roku życia, przez prawie 10 lat. Po rozwiązaniu kapeli zabrakło mu w życiu odrobiny szaleństwa. Do tej pory cały wolny czas pochłaniała muzyka. Wspólnie z kolegami nagrali trzy płyty w stylistyce metalowej. W 1998 roku ich demo wybrane zostało w jednej z rozgłośni radiowych debiutem roku, a utwory z wydanej w 2005 roku płyty znalazły się na wielu składankach, które można było kupić z prasą muzyczną. Gdy zespół się rozwiązał, nie wiedział co ze sobą począć i wówczas „upomniały” się o niego motocykle. Dziś gitary już prawie nie bierze do ręki, ale jest na widowni, na każdym ważniejszym koncercie.

Przygodę z motocyklami zaczął już od wczesnych lat dziecięcych, już jako dziesięciolatek dostał od dziadka motorynkę, potem z roku na rok pojawiały się inne, lepsze motocykle. Teraz jest to nie tylko pasja, ale również sposób na życie, relaks, sport i nieszablonową turystykę. Motocykl pozwala mu z turysty zmienić się w podróżnika. Gdy tysiące kilometrów od domu motocyklista szuka noclegu, zawsze ktoś mu go udzieli, bo sam jest ciekawy takiego przybysza. Dlatego jadąc gdzieś motocyklem zawsze spotyka się z życzliwością zwykłych ludzi. Gdy przez cały dzień jedzie zamknięty w kasku, nikt do niego nic nie mówi, nie słucha radia, a do uszu dociera tylko pomruk silnika, to działa na niego jak medytacja i bardzo oczyszcza ze złych emocji.

Na pierwszą poważniejszą wyprawę na motocyklu wybrał się z Polski przez Czechy, Austrię i Włochy do Szwajcarii. Podróż trwała 7 dni i wówczas przejechał około 4500 kilometrów. Wówczas wyjechało ich ośmiu, ale do Szwajcarii dojechało tylko trzech. W ciągu kolejnych trzech dni, zwiedzili siedem z dziecięciu najpiękniejszych alpejskich przełęczy. Od tego czasu niemalże w każdej wyprawie towarzyszy mu dwóch kolegów, których wówczas poznał i z którymi się zaprzyjaźnił.

Najdłuższa wyprawa miała miejsce w 2013 roku. Tomasz Dąbrowski przejechał wówczas 6 tysięcy kilometrów, jadąc przez Czechy, Austrię, Słowenię, Włochy, Chorwację, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, Węgry i Słowację. Zwieńczeniem jego podróży była Albania, bo chciał poznać kulturę tych ludzi, a przy okazji nacieszyć oko pięknymi widokami.

Im dłużej jeździ, tym krócej przygotowuje się do podróży i zabiera mniej rzeczy. Kilkaset euro, przeciwdeszczowe ubrania do założenia na strój motocyklowy, niezbędną bieliznę i odzież na drogę, dobre mapy, na których widać najmniejsze drogi, zestaw naprawczy do opon. Nigdy nie planuje noclegów. Jego bagaż na dwutygodniową wyprawę waży jakieś 8 kilogramów.

Z każdej podróży przywozi bagaż wspomnień i doświadczeń. W Bośni i Hercegowinie zaskoczyła go gościnność, w Albanii brak dróg, ludzie jeżdżący na osiołkach i w „wiekowych” mercedesach, w Czarnogórze ujęli go niezwykle mili ludzie.

W trakcie tych wielu podróży zdarzały się dni kryzysowe i wydarzenia mrożące krew w żyłach. W drodze do Sarajewa złapała go potworna burza z piorunami, w Górach Przeklętych w Albanii przez 7 godzin przedzierał się przez 50 kilometrów, gdzie na wysokości ponad 2 tysięcy metrów nad poziomem morza, co chwilę zawieszał się na kamieniach lub zsuwał ze zbocza po żwirze.

Takie dni uczą go pokory. Gdyby nie mógł jeździć, byłby nieszczęśliwy. Rodzina o tym wie, więc na razie może się realizować. Oczywiście zawsze przed wyjazdem jest mnóstwo obaw o bezpieczeństwo, bo szaleńców na drogach nie brakuje. Wie, że musi na siebie uważać, bo w domu czeka na niego żona i kotka przygarnięta ze schroniska.

Bardzo chciałby jeszcze wrócić do Albanii. Marzy też o wyprawie do Macedonii, Wschodniej Turcji, Gruzji i Armenii. To nie jedyne jego marzenie. Za dwa, może trzy lata chciałby wystartować w zawodach „Enduro” na wyczynowym lekkim motocyklu i przynajmniej dojechać do mety. Na razie ćwiczy pod okiem instruktora i odkłada pieniądze na sprzęt.

eb
 

Powrót na górę strony